Profil użytkownika anks
Obejrzałam ten film po przedstawieniu w teatrze. Absolutnie cudowne. "Sweet transvestite" w wykonaniu Tima Curry'ego, którego dotąd kojarzyłam tylko z Kevina samego w Nowym Yorku (swoją drogą, niezły szok :D) - majstersztyk. Urocza Susan Sarandon. Na pewno będę wracać do tego filmu.
Z całego filmu najbardziej podobał mi się dr Strangelove.
Hipsterski, subtelny, zmysłowy, nierealny, tak jak tytułowe miłości Mari i Francisa. Nicolas, choć niewątpliwie hipnotyzujący, nie wzbudza sympatii - scena bójki, której Nicolas się obojętnie przygląda to kwintesencja fabuły.
Obawiam się, że za 20 lat mogę skończyć jak Mary.
Motyw jak z Innych. Do przewidzenia.
Homo viator, który krąży po Hiszpanii - niby w jakimś celu, spotykając po drodze różne dziwne postacie, które wygłaszają dziwne kwestie o sztuce i bezsensie życia. I dają co raz to nowe wskazówki. Film pełen symboli, powtarzających się motywów jak ze snu. Nie moje kino, choć ładne dla oka.
Nie wiem, jak ugryźć ten film. Bo jest w nim coś więcej niż tylko historia młodego chłopaka, który trafia do więzienia i się wyrabia w recydywie poprzez misje, które dostaje od szefa gangu.
Cudownie wysmakowane zdjecia i wnetrza - przez pol filmu mialam wrazenie, ze to lata 70
Z biegiem lat każdy coraz częściej spogląda wstecz, żeby zobaczyć, czy to, do czego doszedł jest tym, do czego dojść chciał. Czasami to bolesna retrospektywa, kiedy zderza się z ufnością, z jaką kiedyś patrzyło się w przyszłość.
Bardzo dobra Michelle Williams - miło widzieć, jak rozwinęła skrzydła po Dawson's Creek.
Chyba mogę się utożsamiać z Nic, aczkolwiek bardziej mi się podobała Julianne Moore.
Świetny montaż, zdjęcia i ogólnie klimat - zupełnie inny niż Essential Killing, przez który bałam się podchodzić w ogóle do tego filmu. Swoją drogą, jestem ciekawa, jak Boyle nakręciłby film Skolimowskiego.
Mniej więcej przez połowę filmu się zastanawiałam, czy to jednak nie Dicky jest główną postacią - Wahlberg jako Micky jest kompletnie bezbarwny, bardziej by mi Matt Damon pasował do tej roli. A Bale wymiata, absolutnie. I mamuśka.
Uwielbiam Colina Firtha, that's a fact. Ponadto kocham zastanawiać się w czasie filmu, ile z opowiedzianej historii jest zgodne z prawdą.
Lubie filmy gleboko osadzone w jakims nurcie historii, choc czasem trudno sie je oglada bez znajomosci kontekstu. Podobalo mi sie tez, jak pokazano drobne gesty zakochanej Luny wobec Amara. W sumie smutny obraz o tym, jak jedno spotkanie moze zawazyc na zwiazku dwojga ludzi.
Muzyka, muzyka i olivia wilde.
Wizualnie wysmakowany, fabularnie nie zachwycil.
O tym, jak z biegiem lat zmieniaja sie nasze wiezi rodzinne. I wzruszajacy obraz milosci, z ktorej istnienia glowny bohater zdaje sobie sprawe dopiero po smierci zony.
Film jednego aktora z fenomenalna muzyka Mansella.
Film poprawny, ale nie urywa. Chyba mam już dosyć tego typu filmów.
Parę razy się zaśmiałam, muzyka OK, ale sam film bez rewelacji.